sobota, 26 stycznia 2013

Radomsko, San Giovanni Rotondo... i pasta do zębów!


Przepraszam, że przez dłuższy czas nie pisałem. Było to spowodowane mnóstwem innych zadań, czy to w szkole czy w pracy. Rehabilituję się przez dodanie zdjęcia Karola, które zostało wykonane około 1987 roku (Karol urodził się 29 grudnia 1982 roku). 
Serdecznie dziękuję za miłe słowa odnośnie bloga oraz o prośby abym pisał i pisał… Cieszę się, że moje refleksje są cenne m.in. dla rodziców osób z Zespołem Downa. 
Dość wstępu, czas na konkrety!


Co u Karola? Karol ciągle jest w szpitalu, niestety wciąż podłączony do respiratora. Pozytywem jest to, że lekarze już kilkakrotnie chcieli go od niego odłączyć. Negatywem jest to, że się to nie udało... lecz respirator tylko Karolowi pomaga oddychać – gdyby coś gwałtownego się stało, wtedy sprzęt reaguje.
Tym samym Karol nie jest w stanie tradycyjnie jeść, pokarm wciąż podaje mu się przez specjalną rurkę, która mu się zdecydowanie nie podoba , ponieważ ciągle chce ją wyjąć.
Ta jego aktywność dodaje mi, bratu oraz rodzicom wielkiego optymizmu. Dziś na przykład przybił mi piątkę! Trzymając go za rękę, naglę ją podniósł, podrapał się po głowie… i kilka razy uderzył ją o moją.
Czy nadal jest w śpiączce? Sprawa wygląda tak, że Karol nie jest do końca uśpiony. Nazwałbym to raczej pół snem. Niekiedy się budzi i normalnie łapie z nami kontakt. Śledzi nasze ruchy… jest ciekawy co robimy. Nie wiemy czy rozumie co do niego się mówi… wierzymy, że tak jest.
Minusem związanym z jego stanem zdrowie jest to, iż bierze teraz kolejny antybiotyk. Wykryto w jego organizmie kolejną bakterię. Na szczęście nie ma już gorączki.

Obecna sytuacja trochę przypomina wydarzenia, które miały miejsce w mojej rodzinie jeszcze przed moimi urodzinami… Pewnego dnia mój tata wrócił z pracy i zaproponował mamie, żeby pojechała do Rzymu na pielgrzymkę, by spotkać się z Ojcem Świętym. Jego znajomy musiał zrezygnować i było do wykorzystanie wolne miejsce. Mama była zaskoczona tą propozycją i bardzo szczęśliwa. Okazało się, że oprócz wizyty w Watykanie, będzie zwiedzać Rzym, Wenecję, Padwę, Loretto… a także pojedzie na dwa dni do San Giovanni Rotondo. Mam pragnęła załatwić miejsce w szpitalu w San Giovanni dla Karolka. Zdawała sobie sprawę z tego, że nic nie uzdrowi Karola z Zespołu Downa, ale może chociaż z padaczki? Po powrocie z Włoch mama była rozpromieniona. Udało jej się nawiązać kontakt z dyrektorem szpitala. Formalności pomogła załatwić jej siostra zakonna – Giovanna, która niestety już zmarła. Wyznaczono termin wizyty na koniec czerwca. Po raz drugi mama miała wyjechać do Włoch – tym razem z Karolem. Czas biegł szybko… Mama robiła przygotowania do wyjazdu, tata załatwiał wizy wyjazdowe. Jak później się dowiedziałem, podczas podróży do Włoch, moja mama była w ciąży z moim drugim bratem  - Piotrem, obecnym studentem architektury w Krakowie. Rodzina odradzała jej wyjazd. Uważała, że będzie ona za długa, męcząca i za bardzo ryzykowna w jej stanie.
Rodzice z Karolkiem (i Piotrkiem w brzuchu;) wyjechali – jak się później okazało – w długą podróż.  Po drodze zepsuł się im samochód (Peugeot J 5) i utknęli w… tunelu w Grazu w Austrii, gdzie musieli czekać na naprawę. Trudno w to uwierzyć, ale trwało to aż trzy dni (samochód zespół się w sobotę wieczorem, a został naprawiony we wtorek). Dopiero w środę dotarli na miejsce. Proszę sobie wyobrazić, co musieli czuć dziadkowie w dobie jeszcze nierozpowszechnionej komórki.
W szpitalu stwierdzono, że zmiany w mózgu Karola są tak duże, że niestety lekarze nie są w stanie mu pomóc. Uważali, że stosowane leki na padaczkę są dobre i nie trzeba ich zmieniać. Wydawałoby się, że mama poniosła kolejną klęskę, ale tak się nie stało. Wróciła do domu podniesiona na duchu. Po rozmowie z siostrami we włoskim szpitalu – jedna z nich, wytłumaczyła mamie, że najwidoczniej Karol jest dla mamy, dla rodziny - powołaniem…
Wiele szalonych rzeczy ma w głowie moja mama. Sądzę, iż odziedziczyłem to po niej… Kiedy przebywała z Karolkiem w San Giovanni  Rotondo – w ostatnią noc w szpitalu – namówiła inne matki, które były na sali, że w Polsce w ostatnim dniu pobytu w jakimś miejscu, urządza się tzw. „zieloną noc”. Włoszkom pomysł ten bardzo się spodobał i… wymalowały klamki drzwi pastą do zębów. Jak mówi moja mama: „ja tylko rzuciłam pomysł. To było ich dzieło”. Nad ranem, panie sprzątające krzyczały na cały oddział, że matki nie pilnują dzieci, bo zabawiają się pastą do zębów… Włoszki i mama bardzo się uśmiały. Tak kończy się ta historia… niedługo opisze kolejne.

Zachęcam do komentowania, dzielenia się swoimi spostrzeżeniami, historiami, etc.
Pozdrawiam!

Ps1. Siostry w szpitalu w Radomsku ciągle obdarowywane są słodkościami od „wdzięcznego Karolka” – kolejny pomysł mojej mamy.
Ps2. Jutro przyjaciółka mojej zmarłej babci obchodzi 82 urodziny. Jak się dziś dowiedziałem zna 6 języków i tłumaczyła książki dla księdza Macharskiego. Jest siostrą zakonną – Sercanką. Dostała dziś 4 kilogramowy tort, na którym było napisane: „18 lat do 100!”. Tym samym, siostra obchodzi jutro kolejną osiemnastkę!
Ps3. Dziękuję Pani Agnieszko za miłe słowa,  pozdrawiam Panią, Pani rodzinę oraz „Zakątek 21”!

2 komentarze: